Kostaryka – wulkan Poas i wodospady

Kostaryka – wulkan Poas i wodospady

Dziś na tapet biorę nasz pierwszy dzień na Kostaryce. Pierwszy, i w mojej pamięci najfajniejszy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jakie drogi nas czekają i co niedługo na tych wybojach przeżyją nasze pupy 😃

Iwona Marczak

Nazywam się Iwona, a Ty znajdujesz się na radosnej stronce o podróżowaniu. 60 krajów, 6 kontynentów, 3 podbródki – czyli dużo rodzinnych przygód, uśmiechu, sporo przydatnych wskazówek i absolutnie niepoważnego humoru 🙂

Nocleg

Mogę polecić naprawdę świetne miejsce na nocleg w tych okolicach, niedrogie i naprawdę urocze, a widok z okna to petarda 🙂 znaleźliśmy je na airbnb, link TUTAJ

Do dyspozycji mieliśmy całe mieszkanko na górze.

Transport

Samochód, wynajem na Kostaryce to była nadroższa rzecz. Na 9 dni, proste małe auto kosztowało nas 2200 zł, już z ubezpieczeniem które w Kostaryce jest obowiązkowe. Niestety, muszę powiedzieć że choć wszędzie dojechaliśmy jeśli chodzi o duże atrakcje, to jednak polecam auto 4×4, które będzie jeszcze droższe, ponieważ drogi w Kostaryce to jest dramat. Przysięgam, że wytrzęsło mi cały cellulit na tych dziurach xD
Korzystaliśmy z wypożyczalni Keddy Europcar, a auta szukaliśmy przez wyszukiwarkę Kayak.

Atrakcje

  • Zaczynamy od czynnego wulkanu Poas, a dokładnie od krateru.

I tutaj Kostaryka powitała nas godnie, bo dojechaliśmy na samiuśki parking bez problemu, piesza trasa na wulkan rozpoczynała się wspaniałym centrum turystycznym z pamiątkami, a sama trasa była jak lubię: w sam raz dla babć 😃 Czyli prosta, krótka i jeszcze wyasfaltowana. Dotarliśmy na krater, i widok absolutnie mnie zatkał, a rzadko się zatykam 😃 Coś pięknego, tylko warto być rano, bo potem chmurki mogą przesłonić widok, i nie zobaczycie nic. Pamiętajcie o rezerwacji wejścia, to jedno z kilku miejsc w Kostaryce, gdzie trzeba wcześniej zarezerwować bilety.

 

 

Potem poszliśmy jeszcze nad jeziorko Botos, nazwa pochodzi od plemienia Indian, które niegdyś tam żyło. Jezioro ma przepiękny, turkusowy kolor wody, cała trasa jest świetnie przygotowana i wygodna.

Dalej udaliśmy się na obiad, świetnie trafiliśmy na Sodę, czyli tanią kostarykańską restaurację – i zamówiliśmy Casado, tradycyjne danie, oraz koktajle mleczne, też chyba tradycyjne, bo były w każdej restauracji xD Pyszne to było jedzonko, i już do końca wyjazdu Kostaryka pod kątem kulinarnym nas nie rozczarowała.

  • Dotarliśmy do hoteli nad wodospadami La Paz, gdzie można było kupić bilet na ich zwiedzanie. Okazało się, że bilet na 3 wodospady kosztuje.. 59 dolarów xD Zrobiło nam się gorąco, tak bardzo, że musieliśmy wyjśc z tego centrum, wsiąśc do auta i dopiero jak byliśmy daleko, to ochłonęliśmy 😃 Na szczęście najpiękniejszy z wodospadów znajdował się przy trasie, i można go było zobaczyć za darmo.
Widok z mostu, przez który przejeżdża się samochodem.

 

W dalszej trasie spotkaliśmy jeszcze cudowne stadko ostronosów białonosych. Te sympatyczne misie są kuzynami szopów, ale dla mnie wyglądały jak kuzyni mojego psa, szczególnie ta technika żebrania o ciastka wydawała mi się znajoma. Nic im nie daliśmy, bo nie karmię dzikich zwierząt, a już na pewno nie syfem, natomiast pan obok posypał całe stadko obficie orzeszkami, a zaistniałe sceny mogę opisać jako Dantejskie 😃

 

        

 

  • Z wodospadem Del Toro to było tak, że nie miałam go w planie, ale pan w kasie strasznie go polecał, zamiast wodospadów Azul, no i mu zaufałam.

 

Szlak na wodospad Del Toro.

 

I dobrze, bo to przepiękne jest miejsce, wodospad jest niesamowicie położony w kraterze, i całe miejsce robi ogromne wrażenie, nie tylko woda spadająca z ogromnej wysokości. Niektórzy piszą w internecie, że to najwyższy wodospad na Kostaryce, ale to nieprawda xD Del Toro ma 90 metrów wysokości, a jest na Kostaryce wodospad El Salto del Calvo, który ma 350 metrów. Ale to wcale mu nie ujmuje, jest po prostu prześliczny (tak jak mi nie ujmuje, że nie jestem może najlżejszą Krakowianką, bo wszyscy wiemy, że nadrabiam charakterkiem xD).

         

Miejscie na uwadze, że do wodospadu del Toro prowadzi 350 schodów (ta liczba jest chyba wymyślona przez pana w kasie, po prostu uwierzcie mi na słowo, że to strasznie dużo schodów jest). Pod koniec szłam na czworaka, tak jest tam stromo, no i Kuba szedł z przodu (jak zwykle) więc mnie nie widział, to se pozwoliłam.

Na koniec czekało nas przemiłe spotkanie z kapucynkami ❤ Które jadły i baraszkowały nad naszymi głowami. Bardzo fajnie jest spotykać małpy, tylko trzeba uważać na nagły deszcz niepokojącego koloru, bo małpy toaletę mają wszędzie xD Ale tak, to wspaniała sprawa, naprawdę Kostaryka pod wsględem ilości zwierząt na każdym rogu jest niedościgniona.

 

  • Ręka Mantry to taka atrakcja na Kostaryce raczej mało znana, a bardzo efektowna.

Wykonana z tysięcy małych gałęzi oferuje widok na okoliczne wzgórza. Jednak nasza wizyta tam nie należała do bezproblemowych xD ale od początku 😅

GPS poprowadził nas na szutrową drogę od góry plantacji kawy. Zostawiliśmy auto i natknęliśmy się na otwartą bramkę, zaraz obok meleksów, które pewnie należały do przewodników grup turystycznych. Po przejściu przez bramkę, nikt nas nie skasował, uznaliśmy więc, że atrakcja jest darmowa. Porobiliśmy zdjęcia, podpytaliśmy Amerykanów którzy zwiedzali atrakcje, jak tam weszli (tak samo), pospacerowaliśmy po ścieżkach obok krzewów kawy (tam w ogóle jest kilka km szlaków, jakby ktoś miał ochote) i stwierdziliśmy że wracamy.

 

Tu nas spotkało zaskoczenie, bo bramka była zamknięta na kłódkę xD
Kuba mówi, że może przeskoczymy. Moja elegancka zwiewna sukienka, i ostrokół przeciągnięty po siatce, razem zgodnie twierdzili że to nie jest dobry pomysł xD Ale nie bardzo było wyjścia, więc wykombinowałam że wespniemy się na drzewo, stamtąd siatkę pokonamy beż strat w siatce, sukienkach lub na przykład kończynach xD najpierw przeszedł Kuba, zręcznie opuszczając się z gałęzi. Potem ja, i Kuba mówi do mnie:
– musisz złapać się tej gałęzi, trzymając się obrócić, I powoli opuścić.
Moje ręce powiedziały mi, że się mogę puknąć w głowę z takim planem, po latach oszukiwania na siłowni xD na szczęście Kuba na siłowni nie oszukuje, I podparł mnie od dołu, a potem złapał, tak że wyszłam z tej przygody tylko z małym zadrapaniem.

Także kochani, jak tam się wybieracie, najlepiej poćwiczyć sobie podciąganie w domu, tak – na wszelki wypadek 😀 gotowaliście dla mnie taką temperaturę, że szok termiczny gwarantowany 😅

Galeria

Podsumowanie

Kostaryka totalnie mnie oczarowała. To bezpieczny, fantastyczny (szczególnie jako destynacja dla rodzin z dziećmi) kraj, który ma aż 5 procent całej światowej bioróżnorodności. I to widać – na każdym kroku spotykaliśmy zwierzęta, i zazwyczaj to było super, za wyjątkiem momentów kiedy spotykaliśmy je w naszej łazience XD

San Blas – raj na ziemi
Santorini – oczekiwania a rzeczywistość.
Ameryka CentralnaKostarykaŚwiat

Najnowsze artykuły:

Najciekawsze

Najciekawsze